Chodzenie ze stoperem i mierzenie czasów cykli nie jest zajęciem najprzyjemniejszym, szczególnie w firmach, które z lean dopiero zaczynają. Przede wszystkim ludzie boją się, że to oni są mierzeni a nie proces. Często przyspieszają, żeby nie wyjść na leniwych. Inni z kolei uważają, że jak będą dobrze pracować to podniesie się im normy.
Bardzo ważna jest więc komunikacja, zanim się pomiary zacznie. I tym sposobem Panie z pewnej linii produkcyjnej nie dość, że obwołały mnie „czasowstrzymywaczem” to jeszcze nie ustaliły wspólnej strategii na mój stoper i część z nich przyspieszała, aż iskry ze stanowisk szły, a część się luzowała jakby w słuchawkach miały Boba Marleya. A w końcu ani napojów energetycznych ani uspokajaczy w sklepiku nie przyuważyłam. Swoje obawy o zakłamywanie moich pomiarów potwierdziła kamerka u góry sufitu, która to skierowana na te Panie – podczas gdy mnie tam nie było – pokazywała całkiem inne tempo pracy.
Mogłam się oprzeć na tych pomiarach i wprowadzać swoje zmiany, ale nie o to mi chodziło. Chciałam, żeby Panie przestały się mnie bać i zaczęły opowiadać o problemach. Pojawiałam się często koło nich, ciągle ze stoperem i zeszytem do notatek (nazwanym przez Panie kapownikiem).
Zaczęłam im rysować – w tymże kapowniku – ich linię produkcyjną, oraz co i po co mierzę. Tłumaczyłam, że chodzi o to by zbalansować linię, żeby miały mniej nerwów i lepszą premię. Nieufnie ale zaczęły współpracować i dawać się mierzyć. Kolejnym krokiem było wprowadzanie zmian. Gadałyśmy jak usprawnić najbardziej obłożone stanowiska i ucieszyłam się jak dziecko na widok lizaka, kiedy Pani ze stanowiska numer 3 stwierdziła, że ona może wziąć pewną czynność od Pani ze stanowiska numer 2 bo przecież jest mniej obłożona.
Po pierwszym dniu wprowadzonych na całej linii zmian Panie miały normę osiągniętą. Następnego dnia poszłam zapytać jak minęła im praca po zmianach. „Pani Asiu, ja jeszcze nigdy nie wyszłam z pracy tak wypoczęta”. (Zaciesz :D!!)
Wisienką na torcie było zdanie kolejnej Pani pod koniec kilkumiesięcznego projektu. Szłam sobie z kapowniczkiem i stoperem przez halę i nagle słyszę: „Pani Asiuuuu, Pani Asiu, proszę mnie przemierzyć, bo ja chyba jakaś niezbalansowana jestem”. To było coś!
One thought on “Czasowstrzymywacz i kapownik”
Comments are closed.