Chciałam poruszyć temat który, wciąż jest postrzegany jako tabu. Natomiast jest on jednym z fundamentów sukcesu kultury lean w Toyocie. Gdy słyszę, że firma zwalnia ludzi w wyniku projektu lean, to mnie to mrozi. Jest to całkowicie sprzeczne z założeniami kultury lean (a projektem może być co najwyżej wdrożenie kultury do firmy). Zwolnienia przy jednoczesnych działaniach lean, to strzał sobie w kolano.
Politykę „żadnych zwolnień” wprowadził po II wojnie światowej Kiichoro Toyoda, najstarszy syn Sakichi Toyody, czyli tego, który założył firmę produkując wrzeciona elektryczne. Kiichiro do firmy dołączył w 1920 i na dobre rozkręcił przemysł samochodowy. I to właśnie on wprowadził politykę ‘żadnych zwolnień”. Toyota od 1950 roku, nie zwolniła żadnego pracownika na pełnym etacie.
Jak to możliwe?
Nie da się uniknąć wahań w koniunkturze, ekonomii co wpływa na popyt. Toyota balansuje te wahania pracownikami „tymczasowymi”, którzy od początku są o tym informowani. Nie ma więc żadnych niespodzianek, a ludzie traktowani są uczciwie przez co i z szacunkiem.
Wielki sprawdzian
Największym sprawdzianem tej polityki był kryzys w 2008 roku. Popyt spadł na łeb na szyję, kolejne fabryki zaprzestawały produkcji, a tysiące pracowników kończyło na bruku. Toyota również zamknęła fabryki w Texasie i Indianie na 14! tygodni. Jednak nikt pracy nie stracił. Zarząd oddelegował ludzi na szkolenia i do różnego rodzaju akcji typu 5S, dając im zajęcie. Kosztowało ich to 50 milionów dolarów.
Plusy dodatnie i plusy ujemne
Dzięki tej polityce, Toyota jest firmą wyjątkowo nie „uzwiązkowioną”. Chodzi mi oczywiście o związki zawodowe, które trzymają się od niej z daleka, przynajmniej w USA i Kanadzie.
Morale pozostaje wysokie, pracownicy czują się bezpiecznie. Natomiast wyobraźcie sobie co czują ci, którzy jakoś się utrzymali po zwolnieniach i jak to wpływa na ich pracę i atmosferę.
Dodatkowo, choć zwolnienia wydają się idealnym rozwiązaniem na szybkie obcięcie kosztów, no bo przecież pensje i benefity, to firmy które się temu poddały, niedługo potem żałują. Wiadomo, że po każdej bessie jest hossa, a koszty zatrudnienia i przeszkolenia nowych pracowników są ogromne. Często trwa to dość długo, i zamiast produkować na potęgę, firmy po prostu nie mają gotowych zasobów. Zdarza się też, że po chwili, zatrudniają ponownie tych samych ludzi, i tu też tracą, bo przecież odprawy pobrali. Przy grupowych zwolnieniach, istnieje też duże ryzyko wpakowania się w problemy prawne. Trzeba będzie udokumentować zasadność takiego rozwiązania jak i trzymania się procedur prawych.
Największą chyba jednak stratą jest wywalenie ludzi, którzy zabierają ze sobą wiedzę i doświadczenie. A te wartości są bezcenne.
Kto to jeszcze wyznaje?
Oficjalnie lub nie, politykę „żadnych zwolnień” (no layoff policy) wyznają również w przypadkowej kolejności:
- Southwest Airlines (LUV)
- Hypertherm
- Lincoln Electric (LECO)
- Nucor (NUE)
- FedEx (FDX)
- Aflac (AFL)
- Toyota (TM)
- Erie Insurance (ERIE)
- ThedaCare
- The Container Store
- Publix
Za co szacun im się należy.
Podsumowując, wiele firm idzie w pułapkę grupowych zwolnień, których ukryte koszty i skutki ciągną się latami. Ja się wychowałam w firmie, w której nikt przez lean pracy nie stracił, natomiast normalnym rozwiązaniem było przenoszenie ludzi między działami i rozwijanie ich kompetencji tam gdzie są potrzebni.