Zastanawiałam się ostatnio co nie jest procesem, czyli innymi słowy: czego nie da się zmapować. Wynalazłam tylko jeden – dość filozoficzny – przykład: bycie „tu i teraz”. Poza tym jednym stanem głębokiej *medytacji/modlitwy/bytu (*niepotrzebne skreślić) wszystko można rozrysować. Nawet emocje mają swoje dane wejściowe i wyjściowe. Wychodzę z założenia, że do tego stanu, można też dojść oddając się pasji. Dlatego warto mieć wszystko inne poukładane i tak efektywne, by na ten stan mieć jak najwięcej czasu w swoim życiu.
Mapowanie procesów to jedna z pierwszych umiejętności jakie każdy szanujący się leanowiec powinien nabyć. Wykonuje się ją w kilku celach:
- Podstawowym jest poznanie i zrozumienie procesu. Fakt zwizualizowania procesu – to że piszemy i rysujemy – ogromnie to ułatwia. I jeszcze jeden bardzo ważny aspekt: nie ma lepszego sposobu, żeby zapewnić wspólne rozumienie procesu grupie osób.
- Komunikacja procesu – rozważana na poziomie jednostki i grupy. Mapa to idealny rekwizyt do szkolenia czy wdrażania nowych osób. O ile szybciej żółtodziób pozna procesy słuchając a pracując z mapą – tłumaczyć chyba nie trzeba.
- Analizowanie i usprawnianie procesu. Kiedy mapa powstanie można dużo prościej zaznaczyć na niej marnotrawstwa, problemy oraz dojść do ich przyczyn. Ułatwia też korygowanie procesów bo łatwiej jest pokazać co trzeba zmienić.
- Dokumentacja procesu. Zarówno stanu przed jak i po zmianach. Czarno na białym widać co było robione, jakim nakładem i z jakim efektem.
Mapa to niezastąpione narzędzie pokazujące obraz rzeczywisty a nie subiektywne wrażenia jednostek. Wizualizuje problemy, wąskie gardła, błędy, luki w procesie, wielokrotne przetwarzanie itp. Tym bardziej, że podobno większość z nas to wzrokowcy.